W świecie, który jeszcze do niedawna zachłystywał się narracją o nadchodzącej elektromobilnej rewolucji, Austria postanowiła wylać kubeł zimnej wody na głowy właścicieli samochodów elektrycznych. Władze tego kraju ogłosiły bowiem wprowadzenie nowego podatku, który ma zrekompensować ubytek wpływów z podatków paliwowych i zapewnić finansowanie infrastruktury drogowej oraz energetycznej. W skrócie: jeśli nie płacisz akcyzy za benzynę, zapłacisz za coś innego.
Jak to będzie działać?
Podatek bazuje na dwóch kluczowych parametrach: mocy silnika i masie pojazdu. Stawki są wyliczane w następujący sposób:
Moc silnika:
- 0,25 euro za każdy kilowat dla pierwszych 35 kW,
- 0,35 euro za każdy kilowat dla kolejnych 25 kW,
- 0,45 euro za każdy dodatkowy kilowat powyżej 60 kW.
Masa pojazdu:
Od całkowitej wagi auta odejmuje się 900 kg, a następnie stosuje się progresywne stawki:
- 0,015 euro za każdy z pierwszych 500 kg,
- 0,030 euro za kolejne 700 kg,
- 0,045 euro za każdy dodatkowy kilogram powyżej tego limitu.
Co to oznacza w praktyce?
Weźmy za przykład Volkswagena ID.3 Pro o mocy 170 kW i masie 2280 kg. Miesięczny podatek dla tego modelu wyniesie około 42,85 euro, czyli w skali roku ponad 500 euro (około 2100 zł). Co ciekawe, kwota ta jest zbliżona do obciążenia podatkowego dla benzynowego VW Golfa Sport TSI o mocy 110 kW. Przekaz jest jasny: elektryk nie będzie już ulgowo traktowany przez fiskusa.
Krok wstecz dla elektromobilności?
Decyzja rządu austriackiego spotkała się z różnymi reakcjami. Zwolennicy wskazują, że infrastruktura drogowa wymaga finansowania niezależnie od rodzaju napędu, a system podatkowy musi być sprawiedliwy. Przeciwnicy – głównie ekolodzy i branża motoryzacyjna – argumentują, że nowy podatek może zniechęcić potencjalnych nabywców samochodów elektrycznych, co podważa dotychczasowe wysiłki na rzecz dekarbonizacji transportu.
Jak to wygląda w innych krajach?
Austria nie jest jedynym państwem, które postanowiło wprowadzić dodatkowe opłaty dla posiadaczy pojazdów elektrycznych. Islandia na przykład wprowadziła podatek wynoszący 6 koron islandzkich (około 17 groszy) za każdy przejechany kilometr dla pojazdów elektrycznych i wodorowych. Podobne rozwiązania są rozważane w innych krajach europejskich. Oznacza to, że trend opodatkowywania elektromobilności dopiero nabiera tempa.
System podatkowy a rzeczywistość
Wprowadzenie nowych podatków dla właścicieli aut elektrycznych pokazuje, że państwa coraz mocniej dostrzegają finansowe konsekwencje transformacji energetycznej. Dotychczasowa polityka promowania elektromobilności ulgami podatkowymi zaczyna ustępować bardziej pragmatycznemu podejściu: użytkownicy dróg – niezależnie od źródła napędu – muszą partycypować w kosztach ich utrzymania. Pytanie tylko, czy nie odbije się to czkawką w postaci spowolnienia rozwoju rynku pojazdów elektrycznych.
źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/panel-samoch%C3%B3d-pojazd-mercedes-benz-3510327/
Cezary Majewski