WAŻNE

Od Schengen do barier. Polska pod presją kryzysu migracyjnego

Opublikowano dnia 04.07.2025 10:37 przez Robert Bagiński
Od Schengen do barier. Polska pod presją kryzysu migracyjnego

Zanim nastąpił polityczny i medialny szum, migracyjny kryzys narastał długo i ukrycie. To nie jest tak, że temat pojawił się w tym tygodniu, albo miesiąc temu. Sygnały płynące w ostatnich miesiącach o rosnących przesyłkach migrantów z Niemiec na polskie terytorium potwierdzają, że to nie tylko ludzkie dramaty, lecz także pułapka strategiczna, która stawia przed Polską wyzwania ekonomiczne, prawne i społeczne. Zaniedbania władz stają się paliwem emocji, które mogą przekreślić nasz gospodarczy sukces i reputację państwa prawa. 

Luka demograficzna i strukturalny deficyt pracowników

Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego, do 2050 roku populacja Polski zmniejszy się o 3,5 miliona osób. Jeszcze szybciej będzie ubywać ludzi w wieku produkcyjnym – co już dziś stanowi kluczowe wyzwanie dla rynku pracy. W wielu branżach – od budownictwa po opiekę zdrowotną – rekrutacje bez wsparcia imigrantów byłyby praktycznie niemożliwe.

Według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, tylko w 2023 roku wydano ponad 365 tys. zezwoleń na pracę dla cudzoziemców, a ponad 1,5 miliona osób z zagranicy było aktywnych zawodowo - głównie Ukraińców, Białorusinów, Gruzinów, Hindusów i Nepalczyków. Bez tej siły roboczej wiele zakładów w Polsce musiałoby ograniczyć działalność. I to są fakty z którymi dyskutować się nie da. Zresztą, wielu pracowników w restauracjach, hotelach i w przemyśle doskonale się sprawdza. 

Cudzoziemcy to nie tylko siła robocza, ale i podatnicy. W 2023 roku ZUS zarejestrował ponad 1,1 mln obcokrajowców odprowadzających składki, co stanowiło ponad 6% wszystkich płatników w systemie. Zasilili oni Fundusz Ubezpieczeń Społecznych kwotą przekraczającą 8 mld zł rocznie. To nie jest marginalny wkład, to realne pieniądze, które pozwalają utrzymać system emerytalny. 

Migracja w liczbach: skala zaskoczenia

W 2024 roku Straż Graniczna odnotowała 17 000 przypadków nielegalnych przekroczeń granicy wschodniej - to wzrost o ponad 330% względem roku poprzedniego. Tam jednak problem jest zdiagnozowany i wiadomo, że jest w rzeczywistości wojną hybrydową reżimu A. Łukaszenki przeciw Polsce. Wybudowany przez rząd Zjednoczonej Prawicy mur mocno pomógł, ale jak to bywa w przyrodzie - pomysłowość migrantów, których reżim z Białorusi traktuje jak broń, nie ma granic.
Inaczej jest na granicy z Niemcami. Tylko w pierwszym półroczu 2025 roku służby niemieckie zidentyfikowały ponad 11 000 migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę z Polski. Takie są dane oficjalne. W rzeczywistości nie ma żadnych dowodów, że wielu z nich kiedykolwiek w Polsce było. Potwierdzają to dziennikarskie śledztwa oraz znalezione przy migrantach dokumenty. Rzecz w tym, że dane polskich i niemieckich służb mocno się różnią. Niemieckie MSW przekazało, że od 8 maja br. przekazano do Polski 1300 migrantów. Tymczasem polskie służby mówią tylko o 350. Różnica nie jest mała.
Tyle o nielegalnych migrantach. Jednocześnie dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych jasno pokazują, że legalni migranci już dziś stanowią istotną część rynku pracy - odpowiadają za około 6% wpływów składkowych do ZUS i ok. 10% zatrudnionych. To realny wkład w stabilność gospodarczą kraju.

Polityka. Decyzje rządu i głosy opozycji

Premier Donald Tusk ogłosił przywrócenie tymczasowych kontroli granicznych z Niemcami i Litwą - od 7 lipca do 5 sierpnia 2025 r. Rząd uzasadnił ten krok „poważnym zagrożeniem nielegalną migracją” i opublikował projekt rozporządzenia w RCL.
Opozycja zarzuca jednak rządowi bezczynność i brak spójnej polityki. Prezydent elekt Karol Nawrocki stwierdził wprost: „To premier Donald Tusk odpowiada za pewne konflikty między Strażą Graniczną a obywatelami”. Jednocześnie wyraził uznanie wobec aktywistów związanych z Robertem Bąkiewiczem, którzy powołali tzw. Ruch Obrony Granic i organizują społeczne patrole.
Tusk odniósł się do zarzutów krytycznie. Skrytykował "obywatelskie patrole" i zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji wobec tych, którzy uzurpują sobie uprawnienia państwowych służb, albo naruszają ich dobre imię.

 „Haniebne i skandaliczne jest obrażanie służb państwowych przez polityków, w tym przyszłego prezydenta. Rola patrona nad aktywistami dezorganizującymi Straż Graniczną jest niedopuszczalna”

- powiedział na konferencji prasowej premier.

Społeczne koszty populizmu migracyjnego

Zdaniem prof. Michała Bilewicza z Uniwersytetu Warszawskiego, obecna kampania lękotwórcza wywołuje efekt domina. Ludzie zaczynają się bać i podejmują różne działania. Niestety, nie mała w tym rola rządu, który nie reagował na sytuacje przedstawiane w mediach, które wyglądały na bagatelizowanie problemu podrzucania do Polski migrantów z Niemiec.

„Zmasowana panika migracyjna prowadzi do wzrostu przestępstw z nienawiści, a jej ofiarami są nie tylko muzułmanie, lecz także inne mniejszości: Ukraińcy, Żydzi, osoby o ciemniejszej karnacji”

- wyjaśnia prof. Bilewicz, chyba jednak mocno na wyrost i nazbyt politycznie, ponieważ w Polsce nie ma problemu z przemocą wobec migrantów.

Bilewicz - jak na naukowca przystało - przypomina, że mechanizmy strachu są szczególnie silne w społeczeństwach straumatyzowanych. Snuje wizję, że w takich krajach jak Polska, media i politycy wykorzystują sytuację, odwołując się do lęków historycznych. Według niego, skrajne emocje przekładają się na realne konsekwencje społeczne np. odwrócenie się od idei wspólnoty Schengen.

Tyle tylko, że Polacy nie żyją na samotnej wyspie - podróżują, czytają międzynarodowe portale i oglądają telewizje, także zagraniczne. Nie trzeba im tłumaczyć, że niekontrolowana migracja - zwłaszcza ludzi, którzy są problemem w Niemczech, Belgii czy Francji, to wstęp do katastrofy. Statystyki kryminalne z udziałem migrantów w Europie nie pozostawiają wątpliwości: to zawsze jest problem.

Potrzebna strategia zamiast panicznych decyzji

Eksperci apelują o rozsądek. Zamiast reakcji ad hoc i wzmacniania radykalnych nastrojów, Polska potrzebuje podmiotowej polityki migracyjnej, opartej na interesie narodowym. 

„Multi-kulti zbankrutowało, ale to nie znaczy, że mamy zrezygnować z migrantów - potrzebujemy ich, ale na własnych warunkach”

- można usłyszeć w środowiskach biznesowych, które podkreślają, ze nie każdy migrant to przestępca lub terrorysta.

Strategia powinna uwzględniać potrzeby rynku pracy, kwestie bezpieczeństwa i integracji. Konieczne jest też rozładowywanie napięć przez edukację społeczną i uczciwy przekaz medialny. Obecnie zbyt łatwo gramy lękami zamiast faktami.

Polaków nie trzeba uczyć gościnności i szacunku dla przedstawicieli kultur. Jesteśmy nacją, która kocha egzotyczne podróże i szybko integruje się w różnych miejscach. Brak sensownej polityki azylowej - z jednej strony, bezrefleksyjne przyjmowanie opcji europejskich w zakresie migracji - z drugiej strony, to przepis na katastrofę. Żadna skrajność nie jest tu dobra: ani przyjmowanie migrantów z Europy i według klucza UE - jak leci, ani całkowite zamknięcie się na pracowników z odległych państw.

Niemcy nie grają fair

Na polsko-niemieckiej granicy narasta kryzys. Mimo zapewnień Berlina, że kontrola migracyjna odbywa się zgodnie z prawem, fakty wskazują na coś zupełnie innego. Niemieckie służby od tygodni przerzucają migrantów na stronę polską, często obchodząc formalne procedury. W efekcie Polska staje się buforem bezpieczeństwa dla niemieckiej polityki migracyjnej, a mieszkańcy regionów przygranicznych - coraz bardziej zaniepokojeni i rozgoryczeni - zaczynają brać sprawy w swoje ręce.

Tylko od 1 maja do 15 czerwca niemiecka policja zawracała na granicy ponad tysiąc osób, odmawiając im wjazdu i często kierując z powrotem na terytorium Polski. Oficjalnie tłumaczone jest to zaostrzeniem przepisów - Berlin polecił, by funkcjonariusze nie przyjmowali już wniosków o azyl na granicy, poza nielicznymi wyjątkami. W praktyce oznacza to, że migranci, w tym wielu obywateli państw afrykańskich, zostają „odstawiani” na stronę polską, bez uzgodnień, bez decyzji sądu, poza systemem Dublin III.

Na miejscu rośnie napięcie. Organizacje obywatelskie, takie jak Ruch Obrony Granic, ujawniają kolejne przykłady działań niemieckich funkcjonariuszy, którzy według ich relacji, w samym środku lasu ustawili bramki do przekazywania ludzi. 

Rząd Donalda Tuska pod wpływem nacisku społecznego i politycznego zapowiedział przywrócenie czasowych kontroli na granicy z Niemcami od 7 lipca. Ale dla wielu to reakcja spóźniona i niewystarczająca. Władze w Berlinie prowadzą twardą, bezwzględną politykę - oczyszczają swoje terytorium z nielegalnych migrantów, a odpowiedzialność przerzucają na sąsiada, nie oglądając się na konsekwencje dla bezpieczeństwa i porządku po polskiej stronie.

Działania Niemiec budzą nie tylko irytację mieszkańców pogranicza, ale też poważne wątpliwości prawne i moralne. W procedurach Dublin III i readmisji obowiązuje zasada zgody państwa przyjmującego. Tymczasem w praktyce Polska stawiana jest przed faktem dokonanym. Jak wskazują eksperci, może dochodzić do naruszenia zarówno unijnych przepisów migracyjnych, jak i międzynarodowego prawa humanitarnego.

Zamiast realnej współpracy, mamy import problemów i migracyjnego chaosu. Zamiast wspólnoty odpowiedzialności – europejski egoizm w wersji niemieckiej. I wreszcie, zamiast równego partnerstwa, dyskretne wypychanie migrantów do Polski, kosztem bezpieczeństwa i spokoju przygranicznych powiatów.

Dziś to nie tylko temat polityczny. To realny kryzys, który dotyka ludzi mieszkających tuż przy granicy. I to właśnie oni - jako pierwsi - mówią jasno: Niemcy nie grają fair.

Robert Bagiński

Najciekawsze opinie

Ostatnie wiadomości